t

poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 3

- Wstawaj! - krzyknęła Kathie do reszty współlokatorek.
- Pieprz się – wymamrotała Camille i przykryła swoją głowę poduszką. Kathie westchnęła, sama obudziła się godzinę wcześniej. Reszta dziewczyn była wtedy pogrążona w głębokim śnie, dlatego Kathie zdecydowała, że nie będzie budzić ich dopóki sama się nie ubierze. Wzięła prysznic, ubrała szkolny mundurek w którego skład wchodziły: koszula, krawat w barwach domu krótka, plisowana spódniczkę w srebrno-zieloną kratkę i czarna szata szkolna, którą Kathie narzuciła na ramiona i zostawiła rozpiętą. Nie było wymogów co do butów, więc dziewczyna ubrała wysokie, zielone buty na koturnach. Na nadgarstki nałożyła grube, srebrne bransolety.
Zawsze przywiązywała wagę do stroju, więc w pewnym sensie cieszyła się, że wygląda jak żywa reklama swojego domu. Zwłaszcza, dlatego, że wyglądała jak bardzo modna, żywa reklama swojego domu. 
Kiedy już się ubrała dochodziła siódma, a jej trzy współlokatorki musiały się przygotować do ósmej. Wtedy zdecydowała, że powinna je obudzić. Niestety jej próby nie przynosiły żadnego skutku. Zdecydowała podjąć bardziej zdecydowane środki i zaklęła poduszki przyjaciółek tak, aby odleciały spod głów dziewczyn i zaczęły w nie uderzać.
- Aua! - wrzasnęła na cały głos Natasha – Zwariowałaś?! Kto normalny budzi ludzi o... - zerknęła zaspanym wzrokiem na zegar wiszący niedaleko drzwi.
- Cholera! - tym razem wrzasnęła Elle – Za niecałą godzinę śniadanie, a chyba nie wypada się spóźnić pierwszego dnia zajęć!
Kathie była naprawdę zdziwiona, bo dziewczyny zmobilizowały się i w ciągu zaledwie czterdziestu minut były gotowe. Oczywiście żadna z  nich nie wyglądała tak dobrze jak Kathie, ponieważ miały mniej czasu na przygotowanie się, ale i tak nie wyglądały najgorzej.
- Idziemy?
- Hm... - Elle  przyjrzała się reszcie dziewczyn – Chyba tak.
* * *
Usiadły przy stole, który był właściwie pusty co zdziwiło dziewczynę. Kiedy wybiła ósma  zaczęły się zlewać tłumy zaspanych uczniów. 
Chyba nie tylko my miałyśmy problem z wczesnym wstaniem – zachichotała Natasha przyglądając się chłopakowi, który zajął wolne miejsce obok Kathie – Co cię smuci, mój drogi? Śliczna buźka czy może raczej samotność?
- Też miło mi was poznać – wymamrotał Niall.
- To Niall – Kathie przedstawiła chłopaka dziewczynom – Poznaliśmy się w pociągu. Sorry za Natashę, ale nie chyba byłaby spełniona gdyby cię nie skomentowała.
- Ja jestem Camilla – dziewczyna pomachała do niego i uśmiechnęła się szeroko do chłopaka.
- Ja mam na imię Gabrielle, dla przyjaciół Elle – Elle też uśmiechnęła się przyjaźnie do Nialla i podała mu rękę, którą chłopaka niepewnie uścisnął – A Natashę już znasz.
- Nie jesz z przyjaciółmi? - zapytała Nialla Kathie.
- Nie, Nick i Henry trafili do Gryffindoru, a ja zostałem sam – jego twarz wykrzywił grymas – Moi współlokatorzy to jakieś powalone zwierzaki! Prędzej sczeznę, niż usiądę z nimi! 
- Współczuję warunków mieszkania – zaśmiała się Camille – Mam dwóch braci: młodszego i starszego, i obaj zachowują się jak zwierzęta, a ich poziom umysłowy jest podobny do poziomu gumochłonów.
- Macie może wolne łóżko? Zadowolę się nawet krzesłem, chociaż wolałbym jakąś kanapę.
- Mogę nawet coś transmutować w łóżko, jeżeli byś chciał z nami zamieszkać.
- Transmutować? Ty masz jedenaście lat i chcesz coś transmutować? Chyba nie masz szans, nie?
- Mam – Kathie uśmiechnęła się przebiegle i wyciągnęła różdżkę. Wzięła ze stołu pomarańczę, machnęła różdżką.
- Nie wierzę! - wyszeptał Niall patrząc na grzankę, która leżała teraz na dłoni dziewczyny. Jej przyjaciółki gapiły się na nią z otwartymi ustami. Kathie zachichotała patrząc na minę przyjaciół.
- A-a-a-a-a-ale jak to zrobiłaś?! - wymamrotał zachwycony Niall.
- Mam to chyba po rodzicach – uśmiechnęła się do chłopaka – Mama z Ravenclawu, czyli uosobienie inteligencji, a tata oczywiście ze Slytherinu, czyli spryt.
-Twój ojciec ożenił się z Krukonką? Odważne... -  stwierdziła Camilla – U mnie w rodzinie coś takiego byłoby niewybaczalne!
- Mama jest z jednej z najlepszych rodzin, oczywiście ma czystą krew. Inaczej takie małżeństwo jest nie do pomyślenia.
- U mnie w rodzinie nie mamy mugoli, ale jedna z moich babci była willą, więc właściwie nie mam tak całkiem czystej krwi, mimo to... - opowiadała Elle kiedy do Kathie podbiegło dwóch starszych chłopaków.
- Przesuń się! - wrzasnął jeden z nich do Natashy, która ze zdziwieniem przesunęła się o jedno krzesło dalej tak, że miejsce obok Kathie było wolne. Drugi z chłopaków próbował przenieść Nialla i zająć krzesło z drugiej strony blondynki.
- Przestańcie! - krzyknęła w stronę chłopaków Kathie – Co wy robicie?! Po co to przedstawienie?! Wystarczy przecież, że poprosicie!
- Na Merlina, Therie! Czy ty nie widzisz, że my nie mamy czasu na zbędne uprzejmości?!
* * *
Draco obudził się tego dnia w podłym humorze. Możliwe, że to z powodu mocno dokuczającego mu kaca, ale może to też przez fakt, iż nie pamiętał części nocy. Ziewnął, przewrócił się na drugi bok, a, ponieważ leżał na skraju łóżka... No cóż...  Po prostu z niego spadł. Zaczął przeklinać pod nosem, a zarazem próbował wstać z podłogi, która była podejrzanie lepka.
Kiedy w końcu udało mu się podnieść z podłogi, spojrzał w stronę drugiego łóżka na którym nadal spał spokojnie Blaise. 
O nie – pomyślał Draco – Ja nie śpię, a on może?! Niedopuszczalne!
- Panie Zabini, gdzie pańskie zadanie domowe?! - wrzasnął na całe gardło głosem wyjątkowo przypominającym głos profesor McGonagall.
- Jakie zadanie?! - Diabeł poderwał się z łóżka rozglądając się po pokoju. Nagle dotarło do niego gdzie jest i, że padł ofiarą żartu współlokatora.
-Ta twoja mina była świetna – wydusił z siebie roześmiany Draco – I ten krzyk! „Jakie zadanie?!”
-Ha ha ha – skwitował Diabeł i spojrzał na Malfoya wzrokiem psychopaty, który właśnie miał zamiar zabić swoją ofiarę - „Ty popieprzony cymbale! Jak można być takim głąbem?!?!?!” - zacytował Diabeł i szybko wbiegł do łazienki zanim do przyjaciela dotarło co powiedział.
Mina Dracona zrzedła, a nie miał ochoty na kłótnię, więc wrócił do użalania się nad swoją osobą. Parę minut później Blaise wyszedł z łazienki.
- Jak to zrobiłeś? - zapytał zdziwiony wyglądem przyjaciela Draco.
- Ale co? - odpowiedział pytaniem uśmiechnięty Diabeł.
- Pozbyłeś się kaca? - Diabeł uśmiechnął się jeszcze szerzej i podał coś Draconowi – Co to? - zapytał blondyn przyglądając się niewielkiemu flakonikowi z krwistoczerwonym płynem w środku.
- Eliksir na kaca, szybko działa.
- Zaraz sprawdzę – powiedział Draco, otworzył flakonik i jednym łykiem wypił całą zawartość. Eliksir był właściwie bez smaku, ale parę sekund po wypiciu jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Draco czuł się jakby w ciągu chwili wypił dzbanek kawy, znów miał ochotę żyć.
- Niezłe. Skąd to masz? 
- A jak myślisz? - tym razem uśmiech Diabła wydawał się jeszcze bardziej przebiegły niż zwykle, ale nie czekał na odpowiedź drugiego chłopaka – Może cię to zdziwić, ale Snape ma mnóstwooo tego w szafce!
- Grzebałeś w szafce Snape'a?! Ukradłeś mu eliksir?! Wszedłeś do gabinetu Snape'a?! Jak?! Po co Snape'owi eliksir na kaca?!
- Nie grzebałem, ja tylko... robiłem inwentaryzację! Nic nie ukradłem, ja wziąłem za jego    zgodą – jeżeli nieobecność można uznać za zgodę. Wczoraj trochę podpił się miodem, więc zaproponowałem, że go odprowadzę. I właśnie nie mam pojęcia na co Snape'owi ten eliksir, ale mam jedno podejrzenie – wg mnie czasem Dumbledore i Szkotka sobie podpiją, a on musi ich ratować z opresji!
Draco po prostu musiał  się roześmiać, gadka Blaise'a była tak bezsensowna. Przez następne dziesięć minut Blaise obserwował tarzającego się po podłodze Dracona, aż w końcu podszedł do niego i kopnął go w udo. Draco jęknął i skończył się śmiać.
- Nieładnie, panie Zabini! - skarcił przyjaciela – A właśnie co do Zabinich, jak tam twój brat?
-Nie wiem i nie chcę wiedzieć. Szczerze to współczuję temu smarkaczowi...
- A to niby czego?
- Będzie musiał się użerać z starymi! Nie masz pojęcia jaką oni mają obsesję na punkcie domu! Znaczy – zawahał się Blaise – Źle powiedziane. Ja mógłbym przyprowadzić narzeczoną nawet z Gryffindoru i nie mieli by nic przeciwko, ale kiedy ich dziecko trafi gdzieś indziej niż do Slytherinu... To tak jak było z Blackami. - -- Wydziedziczyli syna, bo trafił do Gryfków...
- Moi starzy po wojnie nie mają już takiej obsesji na punkcie domu i czystej krwi, więc nawet lepiej się czuję kiedy nie mam tego całego wymogu, wiesz o co chodzi?
- Chyba rozumiem – zasępił się Zabini, ale zaraz potem uśmiechnął się kończąc poważną część rozmowy – - - A co tam u twojej kuzyneczki? Jest całkiem niezła jak na jedenaście lat!
- Jedenaście? Ty sobie żartujesz ze mnie?! Chłopie, ona przewyższa inteligencją i elokwencją większość członków mojej rodziny i uczniów tej szkoły! Chyba powinieneś to wiedzieć – roześmiał się Draco.
Tak naprawdę chłopak trochę podziwiał młodszą dziewczynę. W całej jego rodzinie, ona była jedyną osobą, która nigdy nie tłumiła swoich uczuć i przemyśleń. Była bardzo otwarta i bezpośrednia, wprawdzie była też sarkastyczna i złośliwa, ale najwidoczniej tego geny jej matki nie wyparły. Tak przynajmniej sądził Draco, jego ciotka też była bezpośrednia,  dlatego też jego wujek się z nią ożenił.
Katherine może była tak przez swój wiek i wychowanie. Jej rodzice wpajali jej inne wartości niż tylko czysta krew.
- Fajna jest, a co do elokwencji masz rację! Jest bardziej wygadana niż cała wasza rodzina razem wzięta, ale jest też bystra  i ładna, i bardzo... - wyliczał Blaise przerywając rozmyślanie blondyna.
- Czyżby pan Zabini interesował się młodszymi? - zapytał ironicznie Draco, trochę zaciekawiony, że przyjaciel tak dobrze mówił o jego kuzynce.
- Hm... Wiesz co jeżeli do końca roku nie wyjdzie mi z żadną dziewczyną w moim wieku to chyba zainteresuję się Kathie – Zabini najwidoczniej nie wyczuł ironii w pytaniu przyjaciela i odpowiedział na nie szczerze co zatkało Malfoya – Co się tak na mnie patrzysz? Potrzebuję twojego błogosławieństwa, czy co?
- Ymm... Pffppp – wykrztuszał słowa zszokowany Draco – Wiesz co? Ta rozmowa nie prowadzi do niczego dobrego, więc ją zakończmy, a ja pójdę się przygotować na śniadanie – wymamrotał chłopak i wszedł do łazienki zatrzaskując drzwi.
- A z nim coraz gorzej! - stwierdził Diabeł mówiąc do siebie – Mówiłem mu przecież, że nasz związek nie ma szans!
Pobyt w łazience nie zajął Malfoyowi zbyt dużo czasu, ale przyjaciele i tak byli już grubo spóźnieni na śniadanie, więc oboje rzucili się do drzwi prowadząc swego rodzaju rozmowę.
- Diabełku, mam pytanko – wydyszał Draco przy wyjściu z pokoju – Pamiętasz może coś z wczorajszej nocy?
- Nie za dużo, ale wiem, że Greengrass bardzo się do ciebie śliniła!
- Cholera! - wrzasnął Draco i uderzył się dłonią w czoło.
- Co?! - zapytał zdziwiony Diabeł – Aha. Rozumiem. Ty tego nie pamiętasz!
- Nie wracajmy do tej rozmowy – mruknął Draco biegnąc w stronę korytarza bezpośrednio prowadzącego do Wielkiej Sali, ale zatrzymał się i stanął jak posąg – Co to ma być??? 
***********************
I co o tym sądzicie? Byłabym szczęśliwa choć z jednego komentarza, bo wtedy wiedziałabym, że nie piszę do siebie...Ale cóż...

Zoe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz